signum magnum
signum magnum

Małgorzata Sojka 2019-07-07

Święty Wendelin

Święty Wendelin

Żywa wiara w prawdę o obcowaniu świętych jest wielką pomocą na drodze chrześcijańskiego życia. Zwykle jest tak, że mamy swoich ulubionych patronów, których otaczamy czcią i często prosimy ich o wstawiennictwo. Są też święci, którzy – można powiedzieć – przebojem wkraczają w nasze życie. Przychodzą do nas z pomocą, chociaż mało ich znaliśmy, czy nawet w ogóle o nich nie słyszeliśmy i tylko dzięki świadectwu innych stają się nam bliscy. Sługa Boży Carlo Acutis – piętnastoletni Włoch, który zmarł w 2006 roku, a którego ciało pozostaje nienaruszone, mawiał, że w niebie mamy najlepsze kontakty – mamy przyjaciół będących specjalistami w różnych dziedzinach. I tak jest rzeczywiście.
Kiedy pewnego razu zaginął mój ulubiony kot Rudik, moja siostra Marta Barbara, która jest misjonarką w Angoli, powiedziała mi, że najlepiej jest pomodlić się do św. Wendelina, który opiekował się zwierzętami. Wtedy pierwszy raz o nim usłyszałam. Siostra przed wyjazdem na misje kilka lat była w klasztorze w Niemczech. Właśnie tam jest miejscowość o nazwie St. Wendel. Na przełomie XIV i XV wieku wzniesiono tam bazylikę, w której umieszczono sarkofag z prochami tego niezwykłego świętego. Kiedy opłakiwany kotek zjawił się, pomyślałam: „Święty Wendelinie, pomogłeś, chociaż nic o tobie nie wiem. Czas to zmienić”. I tak zaczęłam szukać informacji o nim. Jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że jego kult w Polsce jest żywy i że jest miejsce jemu poświęcone, do którego przybywają pielgrzymi prosić w różnych potrzebach, zwłaszcza o zdrowie. W dodatku miejsce to znajduje się tylko kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu. Przy najbliższej więc okazji pojechałam do Rudzicy na Pogórzu Cieszyńskim. Jest to wioska położona pomiędzy Skoczowem a Bielskiem-Białą. Pagórki, doliny potoków i stawy tworzą urokliwy krajobraz. To właśnie tutaj znajduje się Dolina świętego Wendelina z kaplicą i cudownym źródłem. Samochód zostawiłam na małym parkingu na skraju lasu i ścieżką dotarłam do pięknej kaplicy. Była otwarta, a liczne świeże kwiaty świadczyły, że stale przybywają tu pielgrzymi.
Z radością pomodliłam się przed obrazem, który jest wierną kopią obrazu z bazyliki św. Wendelina w St. Wendel. Zaczerpnęłam wody z cudownego źródła i przeczytałam historię kaplicy i kultu Świętego, zamieszczoną w gablotce obok kaplicy. Jest to opracowanie księdza Jana Gustyna. Zamieszczam je poniżej, aby Czytelnicy „Zwycięstwa Niepokalanej” mogli również pokochać tego dawnego Świętego, którego obecność w życiu wielu współczesnych wierzących jest pięknym faktem. Kiedy wracałam na parking, kolejni pielgrzymi kierowali się do Doliny, aby powierzyć swoje troski Bogu za przyczyną świętego Wendelina.


Małgorzata Sojka

O św. Wendelinie i jego kaplicy w Rudzicy

(na podstawie opracowania ks. Jana Gustyna)

Początek kultu św. Wendelina w Rudzicy wiąże się prawdopodobnie z tym, że któryś z jej mieszkańców służąc w wojsku austriackim stacjonował w Tyrolu, gdzie kult św. Wendelina był bardzo rozpowszechniony. Wracając w rodzinne strony przywiózł ze sobą obraz tego świętego i zawiesił go na drzewie w farskim lesie. Wiemy na pewno, że w XIX wieku wisiał on na wierzbie nad źródełkiem.
Ponieważ coraz więcej ludzi doznawało uzdrowień po wypiciu wody z tego źródła, jego sława zataczała coraz szersze kręgi. Nawet z Górnego Śląska przyjeżdżali tu ludzie, aby pomodlić się do św. Wendelina, napić się wody, obmyć w niej twarz i zabrać ją dla innych chorych.
Widząc to miejscowi duszpasterze najpierw otoczyli płotkiem zarówno źródełko, jak i drzewo z kapliczką, a w 1876 r. wybudowali dużą kaplicę bezpośrednio nad źródełkiem. Postarano się też o nowy obraz św. Wendelina. Po blisko 130 latach kaplica doczekała się gruntownego remontu. Pojawił się w niej nowy obraz świętego, który jest wierną kopią obrazu z Sankt Wendel. Obok kaplicy wybudowano nową studnię, do której doprowadzono wodę ze studni w kaplicy.
Co roku, w dzień św. Marka (25 kwietnia) z kościoła parafialnego wyrusza procesja, która przy kaplicy łączy się z procesjami z sąsiednich parafii oraz z przyjezdnymi. Tu odprawia się Mszę św. koncelebrowaną, prosząc Pana Boga o urodzaje, o błogosławieństwo w każdej pracy, zdrowie ciał i dusz oraz inne łaski. Z roku na rok uczestniczy w niej coraz więcej wiernych. Druga Msza św. jest tu odprawiana w dzień św. Huberta i uczestniczą w niej członkowie okolicznych kół myśliwskich. Przez cały rok przyjeżdżają tu ludzie, aby nabrać wody i pomodlić się za przyczyną św. Wendelina o zdrowie dla siebie i swoich bliskich.

O życiu św. Wendelina nie mamy dokładnych informacji. Jego życiorys przekazywany był ustnie z pokolenia na pokolenie i dopiero kilka wieków później został spisany. Nie znamy jego prawdziwego imienia. Później nazwano go Wendelinem, co znaczy „wędrowiec” lub „pielgrzym”. Wiemy tylko, że był irlandzkim bądź szkockim królewiczem. W młodzieńczym wieku opuścił rodzinny pałac i w ubogich szatach pielgrzyma, jako nikomu nieznany biedak, dotarł do Rzymu. Nawiedził groby Apostołów i otrzymał błogosławieństwo Ojca świętego. W drodze powrotnej dotarł w góry Wogezów biskupstwa Trewiru. Zachwycony okolicą postanowił wyszukać sobie miejsce na pustelnię. Znalazł je na wzgórzu z dala od ludzi i nikomu nie powiedział, skąd przybył i kim był naprawdę. Często chodził do najbliższego kościoła. Po drodze otrzymywał jałmużnę od miejscowej ludności, która polubiła pobożnego młodzieńca i nazwała go Wendelinem.
Gdy pewnego razu w drodze do kościoła poprosił miejscowego szlachcica o wsparcie, ten zbeształ go i dodał, że jeśli chce jeść, to przynajmniej powinien paść świnie. Wendelin w słowach szlachcica odczytał Bożą wskazówkę i został świniopasem. Ponieważ solidnie wykonywał swoje obowiązki, szlachcic powierzył mu stado krów, a następnie pasł owce. Lubił wyprowadzać swoje trzody daleko na wzgórza. Cisza lasu, półmrok olbrzymich drzew, śpiew ptaków – to pomagało mu wznosić serce do Boga. Gdy trzoda spokojnie się pasła, on cichutko się modlił. Ale i szatan nie marnował czasu. Podsuwał mu pokusy i trudności. Jedną z nich była pokusa powrotu do rodzinnego domu, gdzie czekali najbliżsi, za którymi tęsknił i czekała na niego królewska korona. Także inni służący bardzo mu dokuczali na różne sposoby. Zazdrościli mu, że ich pan często chwalił Wendelina za solidną pracę. Wendelin jednak potrafił im to zawsze wybaczyć. W cierpliwym znoszeniu upokorzeń i odrzucaniu pokus, pomagała mu wytrwała modlitwa.
Modlił się również o to, aby Bóg pozwolił mu na powrót do życia pustelniczego. Dobry Bóg nie kazał Wendelinowi długo czekać z wysłuchaniem tej prośby. Gdy pewnego razu jego pan wracał konno z podróży, spotkał swego pasterza zbyt daleko od domu. Mocno się na niego rozgniewał. Wendelin obiecał, że będzie z trzodą szybciej w domu, niż on dojedzie konno. Jakież było zaskoczenie szlachcica, gdy dojeżdżając do domu zobaczył pasterza na podwórzu, a trzodę w oborze. Zrozumiał wówczas, że Wendelin mógł tego dokonać tylko z pomocą Bożą. Po szczerej rozmowie zgodził się, aby Wendelin zamieszkał znowu w pustelni.
Wendelin udał się do sąsiedniej pustelni klasztornej i tam przyjął habit pustelnika. Obok swojej pustelni zbudował kaplicę. Okoliczni chłopi przychodzili do niego po radę w problemach ze swoimi zwierzętami, a zwłaszcza prosili go o pomoc, gdy ich dobytkowi groziła zaraza. Wendelin, jeśli nie umiał pomóc w zwykły sposób, uciekał się do modlitwy. Jego gorące prośby bardzo często były wysłuchiwane przez Pana Boga. Dlatego chłopi, a także zakonnicy z pobliskiego klasztoru uważali Wendelina za świętego. Po śmierci opata, zakonnicy z klasztoru w Tholey wybrali właśnie Wendelina na jego następcę. Klasztorem kierował przez 20 lat. Gdy czuł, że zbliża się godzina jego śmierci, wezwał arcybiskupa z Trewiru, przyjął z jego rąk sakramenty święte i zdradził mu swoje pochodzenie. Po śmierci pochowano go w jego ulubionej pustelni.
Zasłynęła ona wieloma cudami. Szybko też stała się miejscem, do którego przybywali liczni pielgrzymi, nawet z innych krajów. Rozbudowano więc kapliczkę, pobudowano domy dla pielgrzymów i wielu ludzi osiedliło się tam na stałe. Z czasem powstała tam miejscowość, którą już w XIV wieku nazwano Sankt Wendel. Na całym świecie są kościoły i kaplice poświęcone św. Wendelinowi. Najwięcej jest ich w okolicy Moguncji, ale także we Francji, w Czechach, Tyrolu, Szwajcarii i oczywiście w Polsce, w Rudzicy. W Ameryce Północnej, w stanie Indiana jest nawet miasto, które nosi jego imię.


Apokalipsa św. Jana, 12, 1

Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.

Polecane